Parę dni temu Kuba zaproponował, żebym podsumowała stary rok. Uznałam, że to dobry pomysł, ale jakoś nie mogłam się zabrać za pisanie. Później był sylwester, wczoraj nie byłam w stanie pisać, więc zabieram się za to dopiero dzisiaj.
Zacznę może od końca, od owego sylwestra. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, gdzie go spędzimy. Naprzeciw wyszedł nam przyjaciel Kuby i Jego dziewczyna. Spędzaliśmy razem wakacje w Bieszczadach, więc opcja spędzenia sylwestra również z nimi była bardzo kusząca. Nie czułam się skrępowana, gdyż zdążyłam ich już dobrze poznać. Mieliśmy zacząć o 20, ale przeciągnęło się nieco i na miejscu byliśmy jakieś pół godziny później. Sylwester, jak sylwester, większych ekscesów nie było. Może nie będę mówić jak skończyłam imprezę 😉 Wczorajszy dzień, jak chyba każdemu, zleciał mi leniwie. Trochę byłam nie do życia, ale do wieczora się pozbierałam i porządnie przywitałam z Kubą Nowy Rok…;)
1128278_timeA teraz może wrócę do początku. 2009 r. z całą pewnością mogę zaliczyć do udanych. Bywało różnie, bo awykonalnym jest śmiać się i cieszyć codziennie. Nie mogę jednak narzekać. Ów rok zaczął się nadzwyczaj spokojnie. Szukałam szczęścia w rozlicznych znajomościach, bo związkami tego nie można nazwać. Niektóre ciągnęły się za mną nawet od kilku lat, inne można zaliczyć do przelotnych znajomości. Wszystkie jednak utkwiły w jednym punkcie – Kuba. Poznaliśmy się pod koniec maja. Historia początku naszej znajomości może być dla niektórych śmieszna. Otóż, gdyby nie portal nasza-klasa „swojego osobistego chłopaka bym teraz nie miała”. O tym, że taki ktoś jak Kuba chodzi po tym świecie wiedziałam już od dość dawna. Jest synem przyjaciół mojej mamy. Nie urządzali oni sobie jednak nigdy rodzinnych spotkań, tak też nie mieliśmy okazji się nigdy spotkać. Ciekawość jednak wzięła górę i zaczęłam Go szukać na naszej-klasie. Szybki i łatwy sposób, by w dzisiejszych czasach dowiedzieć się cokolwiek o kimś nieznajomym. Po kilku nieudanych próbach w końcu trafiłam na jego profil. Jako że na początku nie posiadałam zdjęć na swoim własnym, tak też moje odwiedziny przeszły bez echa. Z resztą nic nie planowałam, chciałam po prostu zobaczyć kto to, bo wiedziałam, że chodzimy do jednej szkoły. Ciekawa byłam ile razy mijałam Go na korytarzu nie mając pojęcia, że bądź co bądź mamy coś wspólnego. Szybko „wypatrzyłam” Go w szkole i od tego czasu zaczęłam zwracać na Niego większą uwagę. Po kilku tygodniach przestało mi to wystarczać. Znów odezwała się ta moja wrodzona ciekawość. Chciałam się z Nim poznać, pogadać, tak po prostu, bez żadnych zobowiązań. Nigdy nawet mi przez myśl nie przeszło, że możemy być kiedykolwiek razem. Właśnie pod koniec maja koleżanka zrobiła u siebie imprezę. Wypiłam parę drinków i nabrałam odwagi by po raz ostatni „wejść” do Kuby na nk. Posiadałam już wtedy zdjęcia, więc ów czyn wymagał wtedy wspomnianej odwagi ;D Nie jestem w stanie opisać mojego zaskoczenia, jakie dopadło mnie następnego dnia rano. Wchodzę na nk, a tam wiadomość od Kuby. Trzęsło mną z podniecenia, nie wiedziałam co mam zrobić. Pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała była moja mama. Widziałam po jej minie, że była zadowolona. Nie umiem tego wyjaśnić, ale od pierwszych rozmów z Nim, czułam że będziemy razem. Przecież nie obiecywał mi złotych gór. W ogóle był strasznie powściągliwy, ale z każdym dniem byłam tego co raz bardziej pewna. Nie chciałam jednak dopuszczać do siebie tej myśli. Z reguły każda taka znajomość kończyła się niczym. Mówiłam, że nie chcę i już. Na szczęście Kuba miał zupełnie inne podejście do mnie niż Jego poprzednicy. On nie planował nic szczególnego, ja też, może dlatego nam się udało. Nie było przymusu, dziwnej presji, wszystko działo się na luzie.
Tak więc od czerwca moje życie nabrało tempa. „Przeprosiłam się” z rowerem, a nawet specjalnie kupiłam sobie nowy. Często się migałam od przejażdżek, ale bywało też i tak, że zaciskałam zęby byleby pokazać Kubie, że tak łatwo się nie poddam. Szczęśliwie przebrnęliśmy pierwsze miesiące, chorą próbę sił. Żadne z nas nie chciało się ujawnić, dlatego może początki były trochę trudne. Było kilka zgrzytów, po prostu musieliśmy się dotrzeć, ale wszystko szczęśliwie się skończyło. Wakacje upływały nam pod znakiem wspólnych wyjazdów w Bieszczady i cieszenia się swoją obecnością. Mieliśmy 10dniową przerwę, kiedy wyjechałam z rodzicami za granicę. Przed wyjazdem czułam, że to koniec świata, ale gdy już się tam znalazłam ogarnął mnie spokój i wręcz zadowolenie. Potraktowałam to, jako czas na przemyślenie wszystkiego i zatęsknienie za sobą nawzajem. Myślę, że wyszło nam to na dobre. Oczywiście bywało różnie. Nie raz już miałam Go dość, czułam że dłużej z Nim nie wytrzymam, mimo wszystko coś mnie przy Nim trzymało. Ta Jego dojrzałość, a zarazem dziecinna radość każdej chwili, odpowiedzialność i beztroska, czułość i bezradność. Takie duże dziecko, które kiedy trzeba potrafi się zmobilizować i zrobić co trzeba. Po tych 7 miesiącach nadal zdarza mi się płakać i mieć Go dość. Poznałam już większość Jego wad i zalet. Wiem, że jest niezwykle uparty i nieustępliwy, trudno mu jest przyznawać się do błędów. Ale jeśli kogoś się kocha… Oczywiście nie wybaczam mu ślepo wszystkiego, tylko i wyłącznie dlatego, że Go kocham, ale wiem że czasem lepiej odpuścić niż się niepotrzebnie kłócić. Niestety mój charakter, dziwna kłótliwość też niejednokrotnie dawała nam się we znaki. Musimy się chyba jeszcze dużo nauczyć, w końcu jesteśmy bardzo młodzi i całe życie przed nami. Nie wiem, jak to będzie chociażby za tydzień, ale czuję, że jeśli się sobą nie znudzimy to żadna kłótnia nie będzie na tyle poważna, żebyśmy się rozstali.
Piszę o nim najwięcej, bo jakby nie patrzeć najwięcej czasu poświęcałam w zeszłym roku właśnie Jemu. Poza tym szkoła… Kończę liceum i jednocześnie kończę się. Jakoś nie przypadła mi do gustu moja klasa, a jakby nie patrzył otoczenie ma duży wpływ chociażby na nasze samopoczucie. Odcięłam się więc od tych trzydziestu kilku osób i przerwy spędzam tylko z „wybranymi” ;D Zdemoralizowały mnie kobiety przez te półtora roku. Dzień w dzień jeden temat. A mówią, że to mężczyznom tylko jedno w głowie, ojj nie zgodzę się. Czasem się zastanawiam czy one są jakimiś nimfomankami, czy są po prostu niedowalone i mówią o czymś, czego pragną, a czego im niezwykle brakuje.
Poza tym to zrezygnowałam ze szkoły języków obcych i się niezwykle cieszę. Pochłaniał większość mojego czasu lecz niewiele wynosiłam z tych lekcji. Oczywiście atmosfera na zajęciach była wręcz porywająca. Nie raz płakaliśmy wszyscy ze śmiechu. Trafiłam na dwóch wspaniałych nauczycieli i trochę żal mi było się z nimi rozstawać. Niestety w życiu nie ma czasu na sentymenty i szybko przeszłam ponad tym, wracając do dawnego rytmu.
W ciągu zeszłego roku parę razy też zmieniałam wizje swojej przyszłości. Ostatecznie odrzuciłam możliwość wyjazdu do Stanów po liceum. Stopniowo też zaczynałam porzucać myśli o filologii angielskiej. Polubiłam matmę, ale to chyba bardziej zamiłowanie i rozrywka (tak rozrywka, nie upadłam na głowę ;D) niż sposób na moją przyszłość. Nie wiem czy byłabym w stanie skończyć studia ścisłe. Ukierunkowałam się na angielski, kocham ten język i chyba przy nim pozostanę. Tylko co ja mogę robić po filologii? Iść uczyć do szkoły? Udzielać korków? Nie bardzo mi się widzi skończyć tak jak moja mama.
Ostatnio pojawiła się też nowa opcja wyjazdu do Stanów już nie jednak z Au Pair tylko z Pro-Study. Zupełnie inne, korzystniejsze jak dla mnie warunki. Niestety już nie na rok lecz na cały okres studiów. Czy byłabym w stanie rozstać się na tak długi czas z Kubą? Mam świadomość tego, że to raczej byłby koniec naszego związku. W tak młodym wieku tzw. związek na odległość nie ma przyszłości. Zdecydowałabym się na to, tylko i wyłącznie pod warunkiem, że Kuba pojedzie ze mną. Byłoby to wielkie poświęcenie z Jego strony. Nigdy nie będę Go do tego nakłaniać jeśli sam nie wyjdzie z taką inicjatywą.
Póki co muszę jakoś skończyć to liceum i nie zwariować przy tym. Nauką się już w ogóle nie przejmuję, tylko ludzie mnie wkurzają, a zwłaszcza Ci mądrzy „profesorowie”. Niektórzy nawet tego „mgr” nie mają, a tytułują się lepiej niż wykładowcy na uniwersytecie.
Strasznie się rozpisałam, pora kończyć. Na szczęście w raz z końcem 2009 r. nie kończy się moje szczęście 😉
Chyba jednak jestem trochę sentymentalna. Miałam chwilę przerwy w pisaniu tej notatki. Przerwa dotyczyła mojej ukochanej kreskówki z dzieciństwa „Chip and Dale”. Nie widziałam jej odkąd skończyłam hmm 6 lat. Oglądając ją teraz byłam bliska łez. Przypomniały mi się te lata beztroski i zabawy 😉
Koniec. Podsumowując to wszystko-jestem wdzięczna losowi, że przyszło mi żyć w tym a nie innym czasie i że otaczają mnie tacy, a nie inni ludzie. Czuję, że nadeszło moje 5 min w życiu, muszę je tylko dobrze wykorzystać 😉