Rate this post

„Rodziny się nie wybiera”, dlatego „najlepiej wychodzi się z nią na zdjęciach”. Chyba coś w tym jest. Chyba nawet dużo. Sądzę, że przychodzi taki okres w życiu każdego młodego człowieka, że należy wyjść z domu. Wyjść w sensie nie do sklepu, czy do znajomych, tylko „wyjść na dłużej”. I mimo, że mam dopiero 18 lat co raz częściej o tym myślę. Szkoda tylko, że mój starszy brat o tym nie myśli… czasami doprowadza mnie do szewskiej pasji. 1193711_old_family_pictureTo chyba normalne, ale nienormalne jest to, że w wieku 25 lat nadal mieszka z nami. Zamiast znaleźć sobie pracę, dziewczynę i się wyprowadzić to wciąż żyje na koszt rodziców. Dużo na tym też i ja tracę. Jako drugie dziecko rodzice poświęcali mi mniej uwagi. On była zawsze starszy, trzeba było mu pomóc wejść w dorosłe życie, skończyć dobrą szkołę. No i skończył, dorósł i co z tego? Nie skarżę się, bo uważam że miałam szczęśliwe dzieciństwo mimo, że dość szybko musiałam nauczyć się samodzielności. Właściwie to życie mnie nauczyło. Czasami zachowuję się jak małe dziecko i szukam oparcia w innych, bo może chcę coś nadrobić. Zachowuję się tak, jakbym nie umiała sobie sama poradzić, bo chcę w końcu poczuć się zależna od kogoś. Zdaję sobie sprawę z tego, że zawsze tak nie będzie, ale przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Teraz mam Kubę, On się mną opiekuje. Czuję się przy nim bezpiecznie. Od zawsze szukałam kogoś takiego. Nie tak dawno wydawało mi się, że już znalazłam. Nic bardziej mylnego. Zawsze mi czegoś brakowało, setki komplementów nie wypełniały dziwnej pustki. Kuba nie mówi mi co pięć minut, że mnie kocha, nie zasypuje mnie kwiatami i prezentami, ale nie tego oczekiwałam. To nie jest najważniejsze. Ważne jest, by umieć się dogadać, ale jednocześnie nie bać się milczenia. Iść w ciszy za rękę, śmiać się z problemów, płakać ze szczęścia. Tego chcę i to mam…

Niestety nie zawsze mogę się cieszyć tym szczęściem. Wiem, że u mnie w domu wszyscy Kubę zaakceptowali i naprawdę bardzo Go lubią. Mama jeszcze wczoraj mi mówiła, że bez względu na wszystko, zawsze Go będzie traktować jak swoje dziecko i chce dla Niego, dla nas jak najlepiej. Jednakże czuję, że boli ją brak wiary w Boga u Kuby. Została wychowana w religijnej rodzinie, ja w sumie też, przeczytała sporo książek o cudach i w kryzysowych momentach swojego życia zawsze znajdowała pomoc u Boga. Nie dziwię się Jej więc, że tak bardzo dba też o moją wiarę. Jest przekonana, że tylko dzięki niej mogę być naprawdę szczęśliwa. Wciąż stawia mi za przykład rodziców Kuby. Jego tato ma te same poglądy co On, mama zaś takie same jak moja. Boi się, że nasze dzieci kiedyś odejdą od Boga patrząc na Kubę. Szczerze mówiąc ja też się trochę boję. Pod koniec starego roku dużo o tym wszystkim myślałam. Doszłam do wniosku, że nie przestanę wierzyć. Nie jestem w stanie otwarcie powiedzieć, że Boga nie ma. Za dużo znam dowodów na to, że jest. Oczywiście Kuba jest w stanie podważyć PRAWIE każdy z nich, ale to prawie daje do myślenia.

Zabolała mnie bardzo ostatnio jedna rzecz. W Internecie znalazł amatorskie filmiki jakiegoś ateisty odnośnie wszelkich religii. Ów pan jasno przedstawiał swój punkt widzenia i nie uznawał innych racji. Wszystko byłabym w stanie zrozumieć, gdyby nie zaczął on mówić, że ludzi wierzących nie należy szanować, że są oni chorzy psychicznie etc. Gdzie jest ta rzekoma tolerancja? Tak bardzo wszyscy o nią walczą w dzisiejszych czasach, zwłaszcza wszelkie mniejszości w społeczeństwach, a tu jeden ateista zaczyna wyśmiewać wierzących. Są dwa wyjścia albo my-wierzący się mylimy albo owi ateiści. Każdy zaciekle broni swoich racji, ale walka ta moim zdaniem powinna być uczciwa, bez niepotrzebnego obrażania siebie wzajemnie. Nie ma innej drogi jak tylko akceptacja i przynajmniej próba zrozumienia drugiej strony.

Do tego dążę, aby u mnie w domu przynajmniej spróbowali zrozumieć postawę Kuby. O innych nie dbam, bo całego świata nie zbawię.