Rok 2010 zaczął się jakoś dziwnie i tak się już dwa tygodnie nieszczęśnie ciągnie. Nieszczęśnie, bo czuję jakby jeszcze wpływ minionych miesięcy. Nie umiem zorganizować sobie czasu, przez co naprawdę mi go brakuje. Imam się co raz to nowszych zajęć, żeby tylko nie dać się zimowej chandrze. Pocieszający jest fakt, że dni się zaczynają wydłużać i jasność ogarnia moje życie. Czasami mam wrażenie, że ja jestem napędzana na baterie słoneczne, przez co w zimie ewidentnie brakuje mi sił. Na szczęście mój wrodzony upór nie pozwala mi położyć się na łóżku i płakać.
Ostatnio pogodziłam się z moim byłym “adoratorem”. Liczę na to, że Kuba nie będzie miał mi tego za złe, gdyż nie ma powodów do zmartwień. Rozstaliśmy się kiedyś w nie najmilszej atmosferze, a jako że to ja wtedy powiedziałam mu kilka słów za dużo, tak też pierwsza wyciągnęłam rękę na zgodę. I naprawdę się z tego cieszę, bo choćbym nie wiem jak była na kogoś zła, to po jakimś czasie owa złość mi przechodzi, a zostaje jedynie niesmak.
Poza tym zbliża się koniec półrocza. Profesorowie dostali kota i zasypują nas sprawdzianami. Jakoś nie bardzo się tym przejmuję, ale chyba zacznę, jak mama zobaczy moją średnią. Na ferie w tym roku czekam, jak na zbawienie. Duszę się w tej szkole, rano mi się nie chce do niej wstawać. Przez święta wszyscy jakoś się wyciszyli i ostatnio straszną nudą wieje ze szkolnej ławki. Jedynym pocieszeniem jest półmetek, który ma być już w tą sobotę. Tak więc główne tematy ostatnich naszych rozmów to – partnerzy, sukienki, makijaże, tipsy, buty dodatki, etc. (ogarnia mnie jakaś nieopisana duma, kiedy na wścibskie pytania moich koleżanek, odnośnie tego, czy będę robiła sobie tipsy odpowiadam stanowczo-nie! I tu się zaczyna cichy problem, bo według nich jestem przez to gorsza, ale tylko i wyłącznie według nich 😉 ) no i przede wszystkim alkohol. Jako że półmetek w tym roku ma się odbyć poza szkołą, tak też jest problem z jego wniesieniem. Mimo, że mamy „luźnego” wychowawcę, musimy kombinować, jak przejść bramkę. Na szczęście moja mama ma być jednym z opiekunów, tak też problem mamy z głowy…
Ostatnio wróciłam też do prywatnych lekcji z angielskiego. I wszystko byłoby cudownie, gdyby mi się „chciało, tak jak mi się nie chce”. Rozszerzonej ustnej matury z angielskiego w moim wykonaniu to ja jakoś nie widzę, ale babka mnie pociesza i mówi, że we mnie wierzy. Tylko co z tego? Matury za mnie nie zda. No ale mam jeszcze jakiś rok do tego, więc zacznę się martwić po wakacjach.
Co do wakacji…tak mi się teraz przypomniało. W ’07 r. właśnie na wakacjach w każdy czwartek jeździłam na basen. Późny wieczór, świetna atmosfera i niezła zabawa. Nie dość, że poznałam wspaniałych ludzi, to jeszcze schudłam, wyrobiłam sobie kondycję i poprawiłam figurę. Brakuje mi tego teraz, brakuje mi ruchu. Na wf-ie nie ćwiczę z powodów zdrowotnych. Co nie znaczy, że mam jakieś problemy z wagą, ale wolę zapobiegać niż leczyć. Próbuję wyciągnąć Kubę na ten basen od jakichś dwóch miesięcy, ale bezskutecznie. Zazwyczaj nie robię postanowień noworocznych, ale tym razem bym chciała. Przynajmniej raz w tygodniu poświęcić jedną godzinkę na pływanie. To naprawdę niewiele, a może zdziałać cuda. Kuba o tym pomyśle jeszcze nie wie, ale już niedługo się dowie 😉 Wybierzemy odpowiedni dzień i już na pewno mu nie odpuszczę. Miło by było powspominać dawne czasy, kiedy to jeszcze na początku naszej znajomości nieźle bawiliśmy się w saunie. W prawdzie tylko raz, ale przynajmniej jak dla mnie, niezapomniany. No a teraz to możemy się bawić jeszcze lepiej…w końcu już dość długo się znamy i wiele się między nami wydarzyło 😉 …