Kocham Go. Jest częścią mojego życia. Nie wyobrażam sobie chwili bez Niego. Przywykłam do mojej codzienności. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś mu się stało. Jest jedno, ale… Kocham Go na odległość. Nie mogę minuty wytrzymać w Jego towarzystwie. Męczę się, cierpię, Jego głos przyprawia mnie o dreszcze, Jego słowa huczą w mojej głowie nawet gdy Go przy mnie nie ma. Jestem zmęczona. Potrzebuję odpoczynku, wyciszenia. Z nikąd pomocy. Każdy dzień jest taki sam. Każdego dnia otwieram oczy i nie wychodząc z pokoju nasłuchuję, co się w domu dzieje, w jakim jest nastroju, jak zapowiadają się kolejne godziny. Z drżącym sercem reaguję na najdrobniejszy szelest. Boję się, ciągle się boję. Ten strach paraliżuje, zabija, wykańcza mnie. To nie jest normalne, nigdy nie było i nie będzie. Jest co raz gorzej. I niech nikt mi nie mówi, że wszystko się jakoś ułoży. Osiemnaście lat tak się łudziłam i nic się nie ułożyło. Nadzieja pomału umiera. Udaję, wciąż udaję. Nauczyłam się kłamać. Potwornie się z tym czuję. Mam zrytą psychikę. Jestem, jak ptak w klatce. Jedyne o czym marzę to o wolności. I żeby ktoś wynalazł maszynę do kasowania złych wspomnień. To nie jest życie, tak się nie da. Coraz trudniej przychodzi mi rano wstawanie, nie chce mi się. Nie mam motywacji. Cokolwiek robię, o cokolwiek się staram, staram się tylko dla mamy. Chcę Jej trochę ulżyć. Tyle wycierpiała, tyle przeszła, zasługuje na trochę szczęścia.
Było tak cudownie. Najwspanialsze wakacje mojego życia. Pojawił się Kuba. Troski zniknęły. Cieszyłam się każdym dniem. Znów chciało mi się śmiać. A teraz…. Ta zima mnie ogranicza i wykańcza. Chcę rower, basen, Bieszczady. Chcę wolności. Męczę się. Z jednej strony jest to nieopisane szczęście – Kuba, a z drugiej brak sensu życia. I choćby nie wiem, co Kuba robił nie pomoże mi. Mam wyrzuty, że Go w to wszystko angażuję.
Zmieniłam się, wyciszyłam, zamknęłam w sobie. Jak zawsze mój pokój był otwarty, a ja chętna do przyjmowania gości, tak teraz cały czas się w nim zamykam i szukam spokoju. Płaczę, gdy nikt nie widzi. Snuję się po kątach i mam najczarniejsze wizje przyszłości. Czasami marzę o tym, żeby zasnąć i się nie obudzić. Może to egoistyczne, ale wiem, że gdyby tak się stało mama nie dałaby sobie sama rady. Czekała na mnie siedem lat, wymodliła mnie sobie i gdyby teraz mnie straciła…
Nie wiem dlaczego to wszystko piszę. Zawsze wszystko znosiłam sama. Nigdy się nie skarżyłam. Wiedziałam, że na ludzi nie można liczyć. Nie wierzę w bezinteresowną pomoc, nie wierzę ludziom. Raz jeden się kiedyś zawiodłam tak bardzo, że trudno to sobie wyobrazić. Bolało i wciąż boli zwłaszcza, że kocham tego kogoś. I mimo, że już jest niby dobrze, to chyba nigdy nie zmienię swojego podejścia w kwestii ufania ludziom. Tak naprawdę nie ufam chyba nikomu. Nie chcę, bo nie chcę znów tak cierpieć. Boję się.
Przerażają mnie te ferie, a zwłaszcza przyszły weekend. Mam zostać sama z bratem. Dla jednych błogosławieństwo, dla innych przekleństwo. Dla mnie to drugie. Już teraz spać nie mogę i ciągle o tym myślę. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, jak wygląda jeden dzień z życia rodziny, w której jest osoba niepełnosprawna. Tylko ktoś, kto ma podobną sytuację może to ogarnąć. Zdrowy człowiek, który nie ma styczności z takim problemem zawsze będzie szukał racjonalnych rozwiązań, niestety takowych się nie da znaleźć.
Jestem przybita, zniechęcona i zmęczona. Gdybym teraz miała iść na kolejną 18stkę skończyłabym tak samo, a może i gorzej jak po ostatniej. Nie znam umiaru, wiem. Przesadzam, zatracam się. Ale ile można ratować cały świat bez grama wsparcia i zrozumienia. Chciałabym poznać kogoś kto ma tak samo jak ja. Kto też przez to wszystko przechodził bądź też przechodzi, ale ma na to jakieś sposoby. Mnie to przerasta. Nie umiem być siostrą chorego człowieka, nie radzę sobie z tym. Mam wyrzuty, że zbyt kąśliwie reaguję na Jego słowa względem mnie, czy ogólnie.
A może to wszystko, co dzisiaj napisałam jest nieprawdą. Może chwilowo doszła do głosu moja słaba strona. Może tak naprawdę mam w sobie więcej siły niż ktokolwiek. Życie mnie zahartowało. Jedyne na co jestem czuła to ludzkie nieszczęście i cierpienie. I jedyne czego się boję to odrzucenie. Szukam akceptacji. A może już ją znalazłam…
Kocham Cię. I cokolwiek się z nami stanie zawsze będę wdzięczna losowi, że Cię spotkałam.